Najpotrzebniejsze rzeczy spakowane. Po Eucharystii ruszamy z Ks. Krzysztofem do Milkowa w… poszukiwaniu katolików. Od Pietropawłowska to tylko 300 km. i to nawet po asfalcie. Krajobraz po drodze to ośnieżone góry, tajga i… mało co, a właściwie w ogóle nie widać żywego ducha. Od czasu do czasu mija nas jakiś samochód. Na zewnątrz temperatura waha się od – 19 do -30. Przesuwamy paciorki różańca i modlimy się za mieszkańców Milkowa. Niedawno zadzwoniła jedna rodzina stamtąd z pytaniem o Mszę św., więc jedziemy z nadzieją na spotkanie i wspólną modlitwę. Nie znamy tej rodziny. Wieczorem docieramy do celu. Rankiem, jak apostołowie, przemierzamy niewielkie miasteczko wzdłuż i wszerz rozwieszając na tablicach ogłoszeń, w sklepach informację o Eucharystii. Mróz nam nie straszny:) Szukamy katolików. Nie ma tu kaplicy, jesteśmy w wynajętym mieszkaniu, gdzie trwa remont. Ależ skromnie. Modląc się w pustym, niepomalowanym pokoju nasuwa się myśl – Bez P. Boga nasze serca są jak taki pokój – szary, nijaki, pusty, ale P. Bóg może z niego uczynić cudo, jeśli tylko pozwoli się Mu na to. Lepiej Jemu oddać pędzel…
Niestety na Eucharystię nikt nie przyszedł. Ks. Proboszcz kilkakrotnie dzwonił do rodziny, która pytała o Mszę św. Telefon milczał. Ewangelia tego dnia była o pierwszych uczniach. Najpierw dwóch uczniów Jana słyszy jak nazywa On Jezusa Barankiem Bożym. Zostawiają wszystko i idą za Jezusem. Jeden z nich Andrzej przyprowadza Piotra do Jezusa. Szukali nie czegoś ale Kogoś i znaleźli. Ile razy nam będzie dane przemierzać ulice Milkowa, by przyprowadzić jego mieszkańców do Jezusa? Siejemy, plon należy do P. Boga.
Po Eucharystii jedziemy do Igora – pastora zielonoświątkowców. Zaprosił nas na kolację. Poznaliśmy Jego żonę Olgę, córkę Glafirę oraz Jego siostrę Walentynę. Pokrzepiliśmy nie tylko ciało, ale i ducha, bo zaraz po kolacji Igor wyciągnął bajanę i zaczęliśmy śpiewać – prawdziwy koncert dla Jezusa. Potem Ks. Krzysztof zaczął grać na gitarze i śpiewaliśmy kolędy i w j. polskim i w j. rosyjskim.
Jutrznia i Eucharystia zakończyły nasz pobyt w Milkowie. Wieczorem wróciliśmy do Pietropawłowska i wtedy zadzwoniła pani Nadieżda. O Mszy św. dowiedziała się z ogłoszeń. Pomyliła dni i przyszła wieczorem, gdy my byliśmy już w Pietropawłowsku. A więc nic nie poszło na marne, nawet jeśli się nie spotkaliśmy… tym razem.
Cel podróży
I posyłał ich po dwóch
Temperatura w dzień
Aby wszyscy wiedzieli
Przychodzi Pan
Spotkanie dobiega końca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz