środa, 3 listopada 2010

PIERWSZY LIST Z KAMCZATKI

+ PAX ET BONUM!
Kochani !
Serdecznie pozdrawiamy z Pietropawłowska Kamczackiego. Jedni mówią, że to koniec świata, a my jesteśmy przekonane, że to początek. Tu zaczyna się nowy dzień, a w Polsce dopiero kończy poprzedni. Różnica czasowa to tylko 10 godzin. My jesteśmy do przodu.
Pierwszy tydzień po przylocie klimatyzowałyśmy się. Dałyśmy radę. Odespałyśmy, co do odespania było. Organizm już przeszedł instalację, a może jeszcze przechodzi?  Wstajemy już rankiem i gonimy na adorację do kaplicy po 167 schodach. Dzień rozpoczynamy adoracją NS i wspólną jutrznią z księżmi odmawianą w j. rosyjskim. Wszystko jest w tym języku. Czasem nie nadążamy...
Powoli wchodzimy w rytm dnia i… ewangelizacji. Wielkich rzeczy nie czynimy – jesteśmy w trakcie budowy domu dla Siergieja i Jego syna Wowki. Jeśli dobudówkę Jego kajutki można nazwać domem. Siergiej jest Koriakiem, rdzennym mieszkańcem Kamczatki. Pięknie rzeźbi. Mieszkał w tajdze. Jego żona jest alkoholiczką (niestety tu wszyscy piją i to solidnie) i została w tajdze. Znalazła sobie innego mężczyznę. Matka Siergieja zapiła się.
W budowie domu pomagamy jak umiemy. Nosimy deski, wbijamy gwoździe, piankujemy dziury. Pracujemy z Ks. Krzysztofem – proboszczem i Ks. Janem – wielkim wikariuszem (Jego wzrost 2,07m). Chcemy zdążyć przed zimą. Pierwszy śnieg już spadł. Przed mrozami zdążymy. Ufamy! Właściwie zbliżamy się ku końcowi. Zewnętrzne ściany są już gotowe. Siergiej jest zdumiony, a Wowka zadowolony. Wowka ma 13 lat i jest dzieckiem z zespołem Downa. Herbatę przygotowuje rewelacyjną. Gdy przyjeżdżamy wybiega z domu i następuje ceremonia powitania. Siergiej jest trochę przybity, w sierpniu zabili Jego syna – Saszę. Miał 17 lat. Codziennie pamiętamy w modlitwie o nich.
Tu na Kamczatce nie ma tłumów wierzących. Tu są ludzie o konkretnych twarzach. Doświadczamy tego. Poznajemy mała trzódkę parafian – maleńką, ale modlącą się na różańcu, adorującą Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Na tym początku świata Jezus znalazł sobie miejsce.
            Widok nas wzbudza w ludziach zainteresowanie. Raz w sklepie ochroniarz zapytał nas: Przepraszam, jeśli to nie tajemnica, to z jakiej organizacji jesteście? Ze spokojem i uśmiechem udzieliłyśmy odpowiedzi kim jesteśmy i do Kogo należymy.
Na niedzielnym spacerze poznałyśmy: Liliannę, Andrieja i Galę – młodych ludzi, którzy nigdy nie rozmawiali z monaszkami, dla których P. Bóg to jakaś abstrakcja. A wszystko zaczęło się od… prośby o zdjęcie z nami. P. Bóg to nas tu zaskakuje – sam podsyła nam ludzi, których chce i kiedy chce. Z dzieciakami to najlepiej nawiązuje się kontakt przez uśmiech i… cukierki. Metoda sprawdzona przez nas. Działa. Odwiedziłyśmy jedną ze staruszek o imieniu Angela. Co za znak! M. Angela – nasza Założycielka -  sama sobie wynajdzie „swoich”.
Ostatnio Ałła poprosiła także o zdjęcie z nami, bo takie siostry to widziała tylko na filmie, a tu może nawet dotknąć. To samo stwierdziły panie w ośrodku zdrowia, gdzie czekałyśmy na zrobienie zdjęć rentgenowskich. Nie pytałyśmy z jakich to filmów znają siostry.
Jesteśmy w trakcie uzupełniania i załatwiania dokumentów, aby otrzymać wizę na dłuższy 3-letni pobyt. Na policji u naczelnika poszło nam dobrze. Wszystko w rękach Bożych. Tutaj to lubuja się w papierzyskach. My niekoniecznie. Kończymy właśnie badania lekarskie. Tutaj trzeba po prostu to przeżyć, opisać się tego nie da.
Kochani! Dziękujemy za modlitwę. Wasza modlitwa to dla nas  i całej Kamczatki prawdziwy skarb.
Niech Pan obdarzy Was pokojem!

Z modlitwą – misjonarki z początku świata S.M. Jana i S. M. Donata – felicjanki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz