środa, 10 listopada 2010

LIST Z MAGADANU

+ Deus meus et omnia!
Drodzy!
                4 listopada przyleciałyśmy do Magadanu oddalonego od Pietropawłowska 1200 km. Zostałyśmy zaproszone na wspólne świętowanie 20-lecia istnienia parafii Narodzenia P. Jezusa. Dla nas najważniejsze było spotkanie z Biskupem naszej diecezji bp Kiryłem.  Wiedział, że przyleciałyśmy na Kamczatkę, ale nas nie widział, my także. Tak więc uroczystości w Magadanie stały się dla nas sposobnością spotkania z pasterzem diecezji irkuckiej pod wezwaniem św. Józefa, do której i my od 3 tygodni również należymy. 1200 km to znacznie bliżej niż 4500 km, bo tak daleko jest Irkuck.  Przyjął nas bardzo serdecznie. Cieszy się, że podjęłyśmy misje w Pietropawłowsku i pobłogosławił nas na ewangelizację tego zakątka Jego diecezji. Powiedziałyśmy Mu z prostotą, że zrobimy, co możemy i jak możemy, aby P. Bóg był znany, kochany i wielbiony tam, gdzie nas posłał.
                Uroczystości trwały trzy dni – dni modlitwy, dziękczynienia, spotkań. Wzięło w nich udział wielu ludzi i to z różnych stron diecezji i świata. Byli kapłani z Krasnojarska, Władywastoku, Sachalina, Nowsybirska. Byli z nami także goście z USA – biskup Alaski Roger i dwie rodziny. Centrum każdego dnia była wspólna Eucharystia. W tym krótkim czasie przeżyłyśmy wiele: poznałyśmy matki, które pomimo nalegań na dokonanie aborcji, zdecydowały się urodzić swoje dzieci, poznałyśmy ludzi, którzy przeżyli łagry i podzielili się z nami swoimi przeżyciami z tamtego czasu , poznałyśmy tutejszą wspólnotę parafialną.
                O Magadanie mówi się, że to ziemia przeklęta, bo miliony ludzi poniosło tutaj śmierć. Ludzkie życie nie miało żadnej wartości. Było się tylko siłą roboczą. Było się numerem. P. Olga Alekseyevna Goreeva przeżyła łagier i tak opisuje codzienną, obozową  rzeczywistość:   
„Ludzie ginęli dziesiątkami, setkami, tysiącami. Na ich miejsce zawsze przychodzili nowi milczący niewolnicy , pracujący za odrobinę jedzenia, kawałek chleba. Umierali i ich cicho grzebali. Bez rodziny, bez przyjaciół, którzy mogli by ich pogrzebać. Bez  żadnych obrzędów pogrzebowych, bez Mszy św. Nie kopano im nawet grobów, ale raczej wspólny rów. Wrzucano ich nagie ciała w śnieg, a gdy nadchodziła wiosna, dzikie zwierzęta rozszarpywały ich resztki. My, którym udało się przeżyć, opłakiwaliśmy ich. Wierzymy, że Bóg przyjął tych męczenników do swojego Królestwa”.
Tu w Magadanie każda cząstka ziemi przesiąknięta jest ludzkim cierpieniem, ludzką krwią. Sam kościół zbudowany został na terenie obozu kobiecego. Wobec ogromu takiego cierpienia staje się zdumionym i szepcze się jedynie modlitwę „wieczny odpoczynek…” Bardzo  przeżyłyśmy Eucharystię w kaplicy męczenników Kołymy. Zobaczyłyśmy i dotknęłyśmy numer obozowy P. Olgi i różaniec P. Bronisławy wykonany z chleba. Aby go zrobić, przez 2 dni nie jadła chleba, a chleb był na wagę złota. Dotyka się tego jak relikwii.
Przez cały czas pobytu w Magadanie mieszkałyśmy u Sióstr Szarytek, które przyjęły nas otwartym sercem. Są tutaj od 6 lat. Dwie z nich: S. Małgorzata i S. Marta to Polki, S. Jinn jest Amerykanką. Podzieliły się z nami swoim doświadczeniem pracy misyjnej. Tutaj wszyscy jesteśmy jedną rodziną.
Wkrótce wracamy do Pietropawłowska, do naszej maleńkiej wspólnoty…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz