Do naszych parafian w Kluczach
wybieraliśmy się od dawna. Boże Miłosierdzie w swojej hojności dało nam piękną
i słoneczną pogodę aż do połowy listopada! Dlatego Ks. Jan wykorzystał to na
kopanie rowów dla rur kanalizacyjnych, a kopania było… 80 metrów. Z pomocą
przyszli Dymitr, Igor i Żenia. Stąd wyjazd opóźnił się nieco. We wtorek po
porannej Eucharystii wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy na Klucze. W parafii
został Sierioga – nasz przyjaciel Koriak – i pilnował domu, a auto pożyczyli
nam nasi przyjaciele protestanci – Andriej i Nastia Siemiaszkiny. Nasz Swift
nie dałby rady. Bez dobrego samochodu nie ma co wybierać się na długą trasę,
tym bardziej, że asfaltu mamy tutaj około 180 km. Dalej też jest droga tylko w
innym wydaniu
J Najważniejsze,
że po półrocznej przerwie znów byliśmy razem ze wspólnotą naszych kluczewskich
parafian. Choć na co dzień jesteśmy oddaleni od siebie 600 km. to podczas
każdej Eucharystii w kaplicy pamiętamy o nich. W niedziele spotykają się na
czytaniu i rozważaniu Słowa Bożego. Kiedy przyjeżdżamy mają Eucharystię. Dla 5
osób jedziemy tak daleko bez kalkulacji - opłaca się czy też nie. Jesteśmy
tutaj po to, aby głosić Ewangelię. Jak to dobrze, że
„myśli moje nie są myślami
waszymi, ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana” (Iz 55,8). Czas i
miejsce wybiera Pan – my staramy się wypełniać Jego wolę. Czy uda nam się
pojechać zaraz po Świętach? Bardzo byśmy chcieli, ale wszystko jest w rękach
Bożych.
POWIERZ PANU SWĄ DROGĘ :)
Po 120 km od Pietropawłowska
mijamy Сокоч. Tutaj zawsze
można zjeść słynne pierożki (czyt. bułeczki) z różnymi nadzieniami. Nawet przy
30 stopniowym mrozie są ciepluteńkie, choć mieszkańcy sprzedają je na parkingu,
czyli na świeżym powietrzu.
Сокоч to mała miejscowość.
Mamy jeszcze asfalt…
i już asfalt się skończył. Śnieg
tak wbił się w drogę, że nie trzęsie aż tak mocno. Jesienią to na tej drodze
solidnie trzęsie, a latem za samochodem pozostają tumany kurzu. I nikt nie
narzeka:)
Czas
na wyprostowanie nóg, bo przed nami jeszcze tylko 450 km.:)
Ostatnie kilometry to opady
śniegu z deszczem. Do Kluczy dotarliśmy wieczorem. Poszło nam nieźle,
jechaliśmy tylko 9 godzin!
Cel naszej podróży.
Rankiem mogłyśmy zobaczyć
najwyższy i wciąż czynny wulkan Kamczatki i całej Euroazji Клюучевская Сопка ( 4750
).
i najdalej
wysunięty na północ wulkan Шивелуч (3283). W tym roku już posypał popiołem.
Kluczewskie
klimaty.
Modlitwa nad rzeką Kamczatką za
rybaków, którzy w niej utonęli. W tym roku nie wrócił z połowów przyjaciel
Dimy. Do dziś nie znaleziono jego ciała.
Liturgia i śpiewy już
przygotowane.
Najważniejszy moment całej
wyprawy – Eucharystia z grupą naszych kluczewskich parafian: Dymitrem i Jego
żoną Walentyną, Wacławem i jego żoną Mariną oraz z Aleksandrem. Przed Mszą św.
przystąpili do sakramentu pokuty.
Spotkanie przy herbacie.
Ks. Jan przekazuje najnowsze
wieści z parafii.
Już wracamy do Pietropawłowska. Dostojna
rzeka Kamczatka.
Od roku jest most, więc nie ma
już tych niezapomnianych klimatów przepływu promem, lub pieszym przejściem po
lodzie.
Do domu pozostało tylko 500 km:)
W drodze powrotnej czekała nas i
taka niespodzianka.